Nie widziałem filmu a tylko trailer ale juz po nim moge stwierdzić, że to jednak nie jest podobny horror bo brakuje mu czegoś, co w zasadzie miało najwiekszy wpływ na klimat "Coś". Brak poczucia izolacji - co w dalszej konsekwencji wpływa na radykalność kroków podjętych przez członków bazy. Ponadto w Blobie ofiarami padają przypadkowe osoby które były będź nieprzygotowane lub też zignorowały samo bardzo groteskowe zagrożenie. W filmie Carpentera nie ma takich zabiegów. Grupa własnie dlatego, że nie moze liczyc na pomoc innych jest silnie zdeterminowana i nie walczy z różową kupą tylko czyms ohydnym i jednoczesnie przerażającym. Oczywiście tu równiez mozna by sie doczepić, że niektóre elementy mutacji itp. wyglądają dzisiaj smieszne ale z drugiej są okraszone mocno sluzem, posoka, jakąś lepka mazią itp. To sprawia, że pierwsza styczność z "potworem" wcale nie budzi takich samych emocji jak zobaczenie pierwszy raz galaretki zmieszanej z kisielem.
Poza tym film Carpentera od pierwszych minut uderza w mocne tony - w coś bez przyzwolenia społecznego, jakieś naruszenie "normalności" co od razy stawia przed widzem mnóstwo pytań. Mam na myśli scenę z gonitwą śmigłowcem za psem i strzelanie do niego. Tymczasem Blob jest budowany na przesadzonych reakcjach ofiar - duży najazd kamery na drąca się w teatralnym przerażeniu przyszła ofiarę.
Właśnie o tym pisałem, że horrory z tamtych lat (jak Coś) mają ten niepowtarzalny klimat, którego dziś próżno szukać. Bo właśnie "Coś" i "Blob" to nie to samo - jeden film wciąga od pierwszych sekund a drugi typowo dla swojego okresu ślimaczy się i sili na przedstawienie pewnego status quo - tylko po to by póxniej uwidocznić jak "obcy czynnik" zaburza ten pewien mir. "Coś" jest pozbawione zbędnych wątków - pokazuje sytuację w jakiej znaleźli sie bohaterowie znacznie sprawniej i bez zbędnych detali. Blob zaczyna opowieść od "za siedmioma górami, za siedmioma morzami, za siedmioma lasami..." - rzygać się chce
Co warto jeszcze napisać, Coś Carpentera budową przypomina pierwszego Aliena. Tam też film zaczyna się od pewnej tajemnicy bo sam fakt obudzenia załogi w środku drogi do domu jest niewątpliwie interesujący. Póxniej dochodzi do jakiegoś incydentu, który przez swoją bezprecedensową nature nakazuje bohaterom czekać w niepokoju na rozwój. Jako widzowie czujemy, że czas działa na niekorzyść. Postacie w filmie też to jakoś uzewnetrzniają a to jakimis prywatnymi rozmowami na osobności, a to poprzez pokazanie narastających konfliktów co ważne w izolowanej srodowiskowo grupie - gdzie kazdy jest na nią zdany bo wiadomo, że pomocy z zewnątrz nie będzie. Następnie widz obserwuje jakieś "dowody", które potwierdzają, że rozwój sytuacji jest bardziej dramatyczny niz się początkowo wydawało. do tego grupa bohaterów dzieli się coraz bardziej, powstaja pewne obozy tych co problem bagatelizują i tych co starają się zapobiec dalszym wydarzeniom.
no i generalnie finał tez jest w jakis sposób konstrukcyjnie podobny.
Jak pisałem na początku, nie oglądałem Bloba ale wydaje mi się, że jest on typowym przedstawicielem szmirowatosci horrorów, którym bardzo daleko do tych majstersztyków z lat 80 i 90. Jedne budza śmiech i politowanie a drugie wciągaja tak, że widz przestaje pamiętać, że siedzi w kinie - tym publicznym czy domowym.
Blob oglądany w kinie jest dodatkiem do jedzonego podczas seansu popcornu. Oglądając w kinie "Coś" zapominasz że kupiłes popcorn.