R1 - ppor. Tomasz "Kocur" Kazański - ostatnie dni pokoju
: 28 paź 2022, 16:20
Rozdział I: Ostatnie dni pokoju
17 sierpnia 1939, Kraków, Lotnisko Rakowice Kuryer
Podporucznik Tomasz "Kocur" Kazański spojrzał na 15 stronę trzymanego w rękach kuryera i rzucający się w oczy napis o unieszkodliwieniu niemieckiej grupy dywersyjno-szpiegowskiej na śląsku przyciągnął jego uwagę, wyrywając od przemyśleń o wojnie lub pokoju. Nie miał czasu czytać dalej, gdyż tramwaj zatrzymał się już w pobliżu lotniska. Włożywszy kuryera pod pachę, Tomasz ruszył w stronę lotniska, nie chcąc się spóźnić na umówione na dziś rano spotkanie z kapitanem Mieczysławem Medweckim, dowódcą dywizjonu, ani nie wpaść na lotnisko w ostatniej chwili.
Po wejściu na teren lotniska Tomasz spostrzegł szykujące się do startu Karasie. 4 maszyny zostały wyprowadzone z hangarów i mechanicy czynili ostatnie poprawki przed startem. Lew na burcie maszyn świadczył, że to 21 Eskadra Bombowa szykowała się do lotu. Dotarłszy na lotnisko, Tomasz zostawił Kuryera na biurku i poszedł sprawdzić stan eskadry, na wypadek, gdyby raportu o nich oczekiwał kapitan. Przy maszynach kręcili się mechanicy, a szeregowy mechanik Michał Barteczko, specjalista od silników, grzebał przy cylindrach Grotu 1. Z takim mechanikiem nie powinno być problemów z awarią silników - pomyślał Tomasz, gdy składano mu raport. Wszystkie samoloty były sprawne, za wyjątkiem Grotu 1, w którym podczas wczorajszego lotu na 3000 metrów silnik zaczął nierówno pracować. Choć wszystko wskazywało, że to mógł być wpływ mocnego wiatru, Michał Barteczko na ochotnika zgłosił się do pełnego przeglądu silnika, co też właśnie czynił.
Za 5 ósma, Tomasz udał się do dowódcy, ale kazano mu chwilę poczekać na sali odpraw. Tomasz zajął miejsce i spojrzał na mapę okolic Krakowa zawieszoną na ścianie. Wciąż było na niej widać miejsca szpilek, które wbijano podczas ostatnich manewrów. Tomasz odpłynął myślami ku ostatnim miesiącom. Nie dalej jak w marcu został mianowany zastępcą kapitana Tadeusza Sędzielowskiego i jego pierwszym zadaniem było dopilnowanie, aby eskadra wypadła dobrze podczas defilady lotniczej w Warszawie pod koniec kwietnia. Przelot 140 PZLów, ściąganych z całej Rzeczpospolitej musiał wywołać na przeciwnikach wrażenie, choć następne wydarzenia ukazały raczej, jaką wydmuszką był ten pokaz. Zasadzka pod Wieluniem.
Tomasz spojrzał na mapę i znalazł Wieluń. Przybyli tam w lipcu. Tomasz miał pod sobą 5 pilotów, 4 myśliwce i proste zadanie. Przegonić z nieba nad Częstochową i Łodzią wszelkie niemieckie samoloty, które naruszały przestrzeń powietrzną. "Nic trudnego" - wówczas powiedział kapitan Medwecki. Już po przylocie pod Wieluń okazało się, że "Silni, Zwarci i Gotowi", kończyło się na "i". Na miejscu okazało się, że nie ustawiono żadnych czujek, nie było nikogo, kto by ich zawiadamiał o naruszeniach granicy i Zasadzka sama musiała zorganizować stanowisko nasłuchu przestrzeni. Znacznie ograniczało to możliwości wykrycia intruzów. Na dodatek, gdy wreszcie udało się namierzyć intruza, zanim "Jedenastki" wspięły się na odpowiednią wysokość, przeciwnik odleciał w kierunku Łodzi. Później wykryto go ponownie gdy wracał, nie niepokojony przez nikogo. A najgorsza w tym wszystkim była rozmowa, którą odbył z kapitanem Medweckim, gdy skarżył się na kłopoty, jakich można było uniknąć, aby podnieść skuteczność Zasadzki. I te słowa: "Działajcie bardziej skutecznie"... Aż się w Tomaszu gotowała krew. A co jeszcze mógł zrobić? Robił co mógł.
Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem i do sali wszedł kapitan Sędzielowski. Po pozdrowieniu, dowódca usiadł obok Tomasza i powiedział:
-Kapitan Jesionowski zaraz dołączy do nas.
Walerian Jesionowski był zastępcą dowódcy dywizjonu i oficerem taktycznym. Jego obecność na odprawie zapowiadała, że raczej nie jest to spotkanie mające na celu sprawdzenie gotowości. Kapitan Sędzielowski zapytał:
-Co napisali w Kurierze? Będzie wojna, czy nie?
Od wielu dni to pytanie nie schodziło z prasy, chwiejąc się raz w jedną, raz w drugą stronę. Można było się znudzić. Tomasz wolałby przeczytać, czy i kiedy wreszcie Morane-Saulnier dostarczy Polsce tak potrzebnych myśliwców. Czy ta dostawa też zależy od odpowiedzi na to pytanie? Czy może Francuzi ogłaszając dostawę również puszyli się przed Hitlerem, wiedząc, że negocjacje będą się ciągnąć? A może je przeciągają licząc, że w ten sposób użyją ich jako środku nacisku na 3 Rzeszę, aby tym razem to oni się wycofali z żądań?
17 sierpnia 1939, Kraków, Lotnisko Rakowice Kuryer
Podporucznik Tomasz "Kocur" Kazański spojrzał na 15 stronę trzymanego w rękach kuryera i rzucający się w oczy napis o unieszkodliwieniu niemieckiej grupy dywersyjno-szpiegowskiej na śląsku przyciągnął jego uwagę, wyrywając od przemyśleń o wojnie lub pokoju. Nie miał czasu czytać dalej, gdyż tramwaj zatrzymał się już w pobliżu lotniska. Włożywszy kuryera pod pachę, Tomasz ruszył w stronę lotniska, nie chcąc się spóźnić na umówione na dziś rano spotkanie z kapitanem Mieczysławem Medweckim, dowódcą dywizjonu, ani nie wpaść na lotnisko w ostatniej chwili.
Po wejściu na teren lotniska Tomasz spostrzegł szykujące się do startu Karasie. 4 maszyny zostały wyprowadzone z hangarów i mechanicy czynili ostatnie poprawki przed startem. Lew na burcie maszyn świadczył, że to 21 Eskadra Bombowa szykowała się do lotu. Dotarłszy na lotnisko, Tomasz zostawił Kuryera na biurku i poszedł sprawdzić stan eskadry, na wypadek, gdyby raportu o nich oczekiwał kapitan. Przy maszynach kręcili się mechanicy, a szeregowy mechanik Michał Barteczko, specjalista od silników, grzebał przy cylindrach Grotu 1. Z takim mechanikiem nie powinno być problemów z awarią silników - pomyślał Tomasz, gdy składano mu raport. Wszystkie samoloty były sprawne, za wyjątkiem Grotu 1, w którym podczas wczorajszego lotu na 3000 metrów silnik zaczął nierówno pracować. Choć wszystko wskazywało, że to mógł być wpływ mocnego wiatru, Michał Barteczko na ochotnika zgłosił się do pełnego przeglądu silnika, co też właśnie czynił.
Za 5 ósma, Tomasz udał się do dowódcy, ale kazano mu chwilę poczekać na sali odpraw. Tomasz zajął miejsce i spojrzał na mapę okolic Krakowa zawieszoną na ścianie. Wciąż było na niej widać miejsca szpilek, które wbijano podczas ostatnich manewrów. Tomasz odpłynął myślami ku ostatnim miesiącom. Nie dalej jak w marcu został mianowany zastępcą kapitana Tadeusza Sędzielowskiego i jego pierwszym zadaniem było dopilnowanie, aby eskadra wypadła dobrze podczas defilady lotniczej w Warszawie pod koniec kwietnia. Przelot 140 PZLów, ściąganych z całej Rzeczpospolitej musiał wywołać na przeciwnikach wrażenie, choć następne wydarzenia ukazały raczej, jaką wydmuszką był ten pokaz. Zasadzka pod Wieluniem.
Tomasz spojrzał na mapę i znalazł Wieluń. Przybyli tam w lipcu. Tomasz miał pod sobą 5 pilotów, 4 myśliwce i proste zadanie. Przegonić z nieba nad Częstochową i Łodzią wszelkie niemieckie samoloty, które naruszały przestrzeń powietrzną. "Nic trudnego" - wówczas powiedział kapitan Medwecki. Już po przylocie pod Wieluń okazało się, że "Silni, Zwarci i Gotowi", kończyło się na "i". Na miejscu okazało się, że nie ustawiono żadnych czujek, nie było nikogo, kto by ich zawiadamiał o naruszeniach granicy i Zasadzka sama musiała zorganizować stanowisko nasłuchu przestrzeni. Znacznie ograniczało to możliwości wykrycia intruzów. Na dodatek, gdy wreszcie udało się namierzyć intruza, zanim "Jedenastki" wspięły się na odpowiednią wysokość, przeciwnik odleciał w kierunku Łodzi. Później wykryto go ponownie gdy wracał, nie niepokojony przez nikogo. A najgorsza w tym wszystkim była rozmowa, którą odbył z kapitanem Medweckim, gdy skarżył się na kłopoty, jakich można było uniknąć, aby podnieść skuteczność Zasadzki. I te słowa: "Działajcie bardziej skutecznie"... Aż się w Tomaszu gotowała krew. A co jeszcze mógł zrobić? Robił co mógł.
Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem i do sali wszedł kapitan Sędzielowski. Po pozdrowieniu, dowódca usiadł obok Tomasza i powiedział:
-Kapitan Jesionowski zaraz dołączy do nas.
Walerian Jesionowski był zastępcą dowódcy dywizjonu i oficerem taktycznym. Jego obecność na odprawie zapowiadała, że raczej nie jest to spotkanie mające na celu sprawdzenie gotowości. Kapitan Sędzielowski zapytał:
-Co napisali w Kurierze? Będzie wojna, czy nie?
Od wielu dni to pytanie nie schodziło z prasy, chwiejąc się raz w jedną, raz w drugą stronę. Można było się znudzić. Tomasz wolałby przeczytać, czy i kiedy wreszcie Morane-Saulnier dostarczy Polsce tak potrzebnych myśliwców. Czy ta dostawa też zależy od odpowiedzi na to pytanie? Czy może Francuzi ogłaszając dostawę również puszyli się przed Hitlerem, wiedząc, że negocjacje będą się ciągnąć? A może je przeciągają licząc, że w ten sposób użyją ich jako środku nacisku na 3 Rzeszę, aby tym razem to oni się wycofali z żądań?