UBoat - Czarny Kot - Pierwszy patrol
: 14 lis 2022, 19:55
Dziennik kapitana Ralfa von Finke
18.09.1939 wypłynęliśmy z Wilhelmshaven, kierując się na Zachodnie Podejście
22.09.1939 dotarliśmy do strefy patrolowej, rozpoczynając patrol.
24.09.1939 odebraliśmy wiadomość o konwoju, w którym płynie okręt z cennym ładunkiem. Ruszamy w pościg.
25.09.1939 w południe zauważyliśmy konwój
Decydujemy się na opłynięcie konwoju i atak z zanurzenia od czoła torpedami elektrycznymi.
Knod przygotował torpedy...
O 15:45 zanurzyliśmy się przed konwojem...
Skradając się powoli....
Mijając eskortę
Docierając tak blisko do frachtowców, że można było zobaczyć, czy ich kapitanowie mają wszystkie zęby
Zajęliśmy pozycję w środku nieświadomego konwoju, odpalając wszystkie 5 torped
I zaraz po odpaleniu orientując się, że jeden z celów, to poszukiwany przez BdU frachtowiec
Niestety, tylko jedna torpeda trafiła w cel... I to nie ten, na który liczyliśmy... Odchodzimy z konwoju, przeładować torpedy.
Przy okazji radioopertor mimo zanurzenia odebrał sygnał SSS. Dzięki temu zidentyfikowaliśmy poprawnie naszą ofiarę...
Którą zaczęła opuszczać załoga.
I wtedy usłyszeliśmy PING... I wiedzieliśmy, że nie jest dobrze. Korweta, płynąca za konwojem, zakręciła w naszą stronę. Co prędzej gnaliśmy na głębinę.
Korweta zrzuciła na nas kilkanaście bomb
Na szczęście poza lekkimi uszkodzeniami na rufie, obyło się bez większych strat
[załoga w trakcie wachty szuka dalszych uszkodzeń, nie wszystkie są poznane od razu po ataku]
I co gorzej, ściągnęła kolegów, którzy potrzymali nas pod wodą, aż do wieczora. Choć trochę bomb spadło w pobliżu, żadna nie wyrządziła nam krzywdy.
Przy zachodzącym słońcu zdecydowaliśmy się na wynurzenie
Zauważając opuszczony frachtowiec, który nie zamierzał zatonąć....
Posłaliśmy go na dno torpedą
[a gra przy kolejnym wczytywaniu przypomniała, że mogłem użyć działa]
Ponieważ eskorta skierowała się do Wielkiej Brytanii, a konwój na zachód, ruszyliśmy śladem konwoju, który się rozpraszał. Szczęśliwie znaleźliśmy naszą "zgubę" i zaatakowaliśmy ją w ciemności.
Dwie torpedy rozerwały burtę parowca, który zaczął tonąć
A sygnał SSS tylko potwierdził, że dobrze go rozpoznaliśmy
Po dopadnięciu tego statku, ze względu na rozproszenie konwoju, postanowiliśmy wrócić na nasze tereny łowieckie.
26.09.1939 wróciliśmy do strefy patrolowej i prawie z marszu zauważyliśmy samotny dym. Gdy zbliżyliśmy się do niego, okazał się samotnym szwedzkim parowcem. Szwedzkim, a więc neutralnym... Ale czy na pewno?
Weber był największym zapaśnikiem na pokładzie. Ubraliśmy go w stalowy hełm, aby wyglądał groźniej i wysłaliśmy na pokład SS Gunborg.
Weber nie spotkał się z miłym przyjęciem, ale dokumenty statku wyglądały w porządku. Kapitan zgodził się też na zajrzenie do ładowni i tam również nie znaleziono nic podejrzanego.
Pożegnaliśmy się ze Szwedami i każdy z nas ruszył w dalszą drogę.
29.09.1939 doszliśmy do poziomu paliwa pozwalającego na powrót oraz pościg, jak w drodze powrotnej wpadniemy na jakiegoś wroga. Rozkazałem wytyczyć kurs do Rzeszy.
01.10.1939 wchodziliśmy na Morze Północne, gdy odebraliśmy wiadomość od innego U-Boota, śledzącego konwój do Norwegii. Był o niewiele ponad 200 mil od nas i to w kierunku powrotu, więc była to okazja na którą czekaliśmy. Z ostatnimi 5 torpedami, ruszyliśmy w pościg.
Szczęście dalej nam sprzyjało. W nocy byliśmy już blisko konwoju, gdy dostrzegliśmy samotny frachtowiec. Lepszy wróbel w garści - pomyślałem - i ruszyliśmy do ataku. Trochę ciężko było ustawić się rufą...
Ale było warto. Statek po storpedowaniu nabrał przechyłu, a załoga zaczęła opuszczać pokład. Weber poprosił mnie, że chce zajrzeć na ten okręt... Ponieważ wyglądał na "chwilowo stabilny", zgodziłem się.
W blasku reflektora i latarek ruszyli na pokład...
Żałując, że nie mamy sapera, który mógłby wysadzić tą jednostkę...
W tym czasie my aresztowaliśmy kapitana i inżyniera z zatopionego statku, a na pozostałe szalupy przekazaliśmy puszkowany chleb. Byli zaskoczeni tym gestem. Chyba myśleli, że my głodujemy w Rzeszy...
Wtedy też wrócił Weber... A ponton prawie tonął pod ciężarem ładunku... W ładowni Weber znalazł sporo wartościowych łożysk i postanowił, że "brytyjskie" sprzęgła będą idealnie pasować do naszego silnika... Zgarnął też jeszcze trochę części, które uznał za potrzebne. Wówczas uznałem to za zbędne, ale z drugiej strony... Darmowe? Kilkoma pociskami z działa podziurawiliśmy przedziały frachtowca (SS Empire Reindeer, 2875 BRT) i wróciliśmy do pościgu.
Wstał świt... Konwój był tuż tuż... I wtedy stało się najgorsze.. Od wschodzącego słońca nagle oderwała się łódź latająca, ruszając prosto na nas!
Zanurzyliśmy się alarmowo, jednak bomby porządnie wytrzęsły nami. Mieliśmy 2 rannych, którymi natychmiast zajął się nasz pokładowy medyk-radiotelegrafista
Gdy płynęliśmy na 100 metrach, inspekcja okrętu wykazała, że było kilka miejsc, które należało naprawić lub wzmocnić. I tu Weber z radością wyciągnął z ładowni pręty stali stopowej, który zabrał z Empire Reindeer, stwierdzając, że "wiedziałem, że się przydadzą". Godzinę spędziliśmy w zanurzeniu, po czym wynurzyliśmy się na puste morze.
Najwyraźniej samolot uznał nas za śledzącego U-Boota i drugi U-Boot mógł nas dalej naprowadzać. Tuż przed 9:00 udało nam się zbliżyć do konwoju. Byliśmy jednak na tyle blisko Norwegii, że nie było możliwości czekania na noc. Musieliśmy zaatakować teraz...
O 13:00 U-48 po raz drugi na patrolu zanurzył się przed konwojem, celem przeprowadzenia ataku torpedowego.
Udało nam się storpedować dwa statki i ujść bez szanku. Niestety, w konwoju używali jakiegoś szyfrowania i nie udało nam się dowiedzieć o czym rozmawiają. Spędziliśmy trochę czasu na głębinie, a gdy wszyscy odpłynęli wynurzyliśmy się. Natrafiliśmy na samotną szalupę, którą chyba pominięto, a na niej załogę jednego z zatopionych statków. Zatrzymaliśmy oficerów, wydaliśmy pozostałym racje, zostawiając sobie tylko tyle, aby wystarczyło do Rzeszy (pomimo zgrzytania zębami załogi, ze teraz tylko suszone pyry i puszkowane sardynki) i oddaliliśmy się.
Pozbawionym torped i z kończącymi się zapasami żywności (a na dodatek z 4 nadmiarowymi pasażerami) ruszyliśmy w drogę powrotną do Wilhelmshaven.
Osiągając port 4 paździenrika
Dowództwo było z nas zadowolone. Posypały się odznaki, a mnie przypadły dwa krzyże żelazne. Jeden za cenny frachtowiec, drugi za atak na konwój do Norwegii.
W 16 dni pokonaliśmy prawie 5000 mil, topiąc 5 wrogich statków o łącznym tonażu 22441 BRT i na dodatek przywożąc jeńców. To był wyjątkowo udany patrol. Nasz okręt okrył się na nim sławą...
Wraz z załogą udaliśmy na urlop do Bawarii, gdzie powitano nas jak bohaterów. To był wspaniały czas
25.10.1939 wróciliśmy do portu, zabierając się za szykowanie okrętu do następnego patrolu. Bunkrowanie paliwa, torped i zapasów trwało aż do 5 listopada. Dnia, który mieliśmy opuścić dopiero w nocy, gdyż otrzymaliśmy bardzo specjalne zadanie... Misję, która miała zapisać się w historii złotymi literami....
18.09.1939 wypłynęliśmy z Wilhelmshaven, kierując się na Zachodnie Podejście
22.09.1939 dotarliśmy do strefy patrolowej, rozpoczynając patrol.
24.09.1939 odebraliśmy wiadomość o konwoju, w którym płynie okręt z cennym ładunkiem. Ruszamy w pościg.
25.09.1939 w południe zauważyliśmy konwój
Decydujemy się na opłynięcie konwoju i atak z zanurzenia od czoła torpedami elektrycznymi.
Knod przygotował torpedy...
O 15:45 zanurzyliśmy się przed konwojem...
Skradając się powoli....
Mijając eskortę
Docierając tak blisko do frachtowców, że można było zobaczyć, czy ich kapitanowie mają wszystkie zęby
Zajęliśmy pozycję w środku nieświadomego konwoju, odpalając wszystkie 5 torped
I zaraz po odpaleniu orientując się, że jeden z celów, to poszukiwany przez BdU frachtowiec
Niestety, tylko jedna torpeda trafiła w cel... I to nie ten, na który liczyliśmy... Odchodzimy z konwoju, przeładować torpedy.
Przy okazji radioopertor mimo zanurzenia odebrał sygnał SSS. Dzięki temu zidentyfikowaliśmy poprawnie naszą ofiarę...
Którą zaczęła opuszczać załoga.
I wtedy usłyszeliśmy PING... I wiedzieliśmy, że nie jest dobrze. Korweta, płynąca za konwojem, zakręciła w naszą stronę. Co prędzej gnaliśmy na głębinę.
Korweta zrzuciła na nas kilkanaście bomb
Na szczęście poza lekkimi uszkodzeniami na rufie, obyło się bez większych strat
[załoga w trakcie wachty szuka dalszych uszkodzeń, nie wszystkie są poznane od razu po ataku]
I co gorzej, ściągnęła kolegów, którzy potrzymali nas pod wodą, aż do wieczora. Choć trochę bomb spadło w pobliżu, żadna nie wyrządziła nam krzywdy.
Przy zachodzącym słońcu zdecydowaliśmy się na wynurzenie
Zauważając opuszczony frachtowiec, który nie zamierzał zatonąć....
Posłaliśmy go na dno torpedą
[a gra przy kolejnym wczytywaniu przypomniała, że mogłem użyć działa]
Ponieważ eskorta skierowała się do Wielkiej Brytanii, a konwój na zachód, ruszyliśmy śladem konwoju, który się rozpraszał. Szczęśliwie znaleźliśmy naszą "zgubę" i zaatakowaliśmy ją w ciemności.
Dwie torpedy rozerwały burtę parowca, który zaczął tonąć
A sygnał SSS tylko potwierdził, że dobrze go rozpoznaliśmy
Po dopadnięciu tego statku, ze względu na rozproszenie konwoju, postanowiliśmy wrócić na nasze tereny łowieckie.
26.09.1939 wróciliśmy do strefy patrolowej i prawie z marszu zauważyliśmy samotny dym. Gdy zbliżyliśmy się do niego, okazał się samotnym szwedzkim parowcem. Szwedzkim, a więc neutralnym... Ale czy na pewno?
Weber był największym zapaśnikiem na pokładzie. Ubraliśmy go w stalowy hełm, aby wyglądał groźniej i wysłaliśmy na pokład SS Gunborg.
Weber nie spotkał się z miłym przyjęciem, ale dokumenty statku wyglądały w porządku. Kapitan zgodził się też na zajrzenie do ładowni i tam również nie znaleziono nic podejrzanego.
Pożegnaliśmy się ze Szwedami i każdy z nas ruszył w dalszą drogę.
29.09.1939 doszliśmy do poziomu paliwa pozwalającego na powrót oraz pościg, jak w drodze powrotnej wpadniemy na jakiegoś wroga. Rozkazałem wytyczyć kurs do Rzeszy.
01.10.1939 wchodziliśmy na Morze Północne, gdy odebraliśmy wiadomość od innego U-Boota, śledzącego konwój do Norwegii. Był o niewiele ponad 200 mil od nas i to w kierunku powrotu, więc była to okazja na którą czekaliśmy. Z ostatnimi 5 torpedami, ruszyliśmy w pościg.
Szczęście dalej nam sprzyjało. W nocy byliśmy już blisko konwoju, gdy dostrzegliśmy samotny frachtowiec. Lepszy wróbel w garści - pomyślałem - i ruszyliśmy do ataku. Trochę ciężko było ustawić się rufą...
Ale było warto. Statek po storpedowaniu nabrał przechyłu, a załoga zaczęła opuszczać pokład. Weber poprosił mnie, że chce zajrzeć na ten okręt... Ponieważ wyglądał na "chwilowo stabilny", zgodziłem się.
W blasku reflektora i latarek ruszyli na pokład...
Żałując, że nie mamy sapera, który mógłby wysadzić tą jednostkę...
W tym czasie my aresztowaliśmy kapitana i inżyniera z zatopionego statku, a na pozostałe szalupy przekazaliśmy puszkowany chleb. Byli zaskoczeni tym gestem. Chyba myśleli, że my głodujemy w Rzeszy...
Wtedy też wrócił Weber... A ponton prawie tonął pod ciężarem ładunku... W ładowni Weber znalazł sporo wartościowych łożysk i postanowił, że "brytyjskie" sprzęgła będą idealnie pasować do naszego silnika... Zgarnął też jeszcze trochę części, które uznał za potrzebne. Wówczas uznałem to za zbędne, ale z drugiej strony... Darmowe? Kilkoma pociskami z działa podziurawiliśmy przedziały frachtowca (SS Empire Reindeer, 2875 BRT) i wróciliśmy do pościgu.
Wstał świt... Konwój był tuż tuż... I wtedy stało się najgorsze.. Od wschodzącego słońca nagle oderwała się łódź latająca, ruszając prosto na nas!
Zanurzyliśmy się alarmowo, jednak bomby porządnie wytrzęsły nami. Mieliśmy 2 rannych, którymi natychmiast zajął się nasz pokładowy medyk-radiotelegrafista
Gdy płynęliśmy na 100 metrach, inspekcja okrętu wykazała, że było kilka miejsc, które należało naprawić lub wzmocnić. I tu Weber z radością wyciągnął z ładowni pręty stali stopowej, który zabrał z Empire Reindeer, stwierdzając, że "wiedziałem, że się przydadzą". Godzinę spędziliśmy w zanurzeniu, po czym wynurzyliśmy się na puste morze.
Najwyraźniej samolot uznał nas za śledzącego U-Boota i drugi U-Boot mógł nas dalej naprowadzać. Tuż przed 9:00 udało nam się zbliżyć do konwoju. Byliśmy jednak na tyle blisko Norwegii, że nie było możliwości czekania na noc. Musieliśmy zaatakować teraz...
O 13:00 U-48 po raz drugi na patrolu zanurzył się przed konwojem, celem przeprowadzenia ataku torpedowego.
Udało nam się storpedować dwa statki i ujść bez szanku. Niestety, w konwoju używali jakiegoś szyfrowania i nie udało nam się dowiedzieć o czym rozmawiają. Spędziliśmy trochę czasu na głębinie, a gdy wszyscy odpłynęli wynurzyliśmy się. Natrafiliśmy na samotną szalupę, którą chyba pominięto, a na niej załogę jednego z zatopionych statków. Zatrzymaliśmy oficerów, wydaliśmy pozostałym racje, zostawiając sobie tylko tyle, aby wystarczyło do Rzeszy (pomimo zgrzytania zębami załogi, ze teraz tylko suszone pyry i puszkowane sardynki) i oddaliliśmy się.
Pozbawionym torped i z kończącymi się zapasami żywności (a na dodatek z 4 nadmiarowymi pasażerami) ruszyliśmy w drogę powrotną do Wilhelmshaven.
Osiągając port 4 paździenrika
Dowództwo było z nas zadowolone. Posypały się odznaki, a mnie przypadły dwa krzyże żelazne. Jeden za cenny frachtowiec, drugi za atak na konwój do Norwegii.
W 16 dni pokonaliśmy prawie 5000 mil, topiąc 5 wrogich statków o łącznym tonażu 22441 BRT i na dodatek przywożąc jeńców. To był wyjątkowo udany patrol. Nasz okręt okrył się na nim sławą...
Wraz z załogą udaliśmy na urlop do Bawarii, gdzie powitano nas jak bohaterów. To był wspaniały czas
25.10.1939 wróciliśmy do portu, zabierając się za szykowanie okrętu do następnego patrolu. Bunkrowanie paliwa, torped i zapasów trwało aż do 5 listopada. Dnia, który mieliśmy opuścić dopiero w nocy, gdyż otrzymaliśmy bardzo specjalne zadanie... Misję, która miała zapisać się w historii złotymi literami....