
Konflikt o okręt podwodny, który wkroczył na terytorium Norwegii eskalował do pełnowymiarowej wojny. Sowieckie wojska przekroczyły granice Norwegii i Finlandii. NATO teraz mocno liczy na USA, których siły i wyposażenie musi zostać przerzucone przez Atlantyk. Tymczasem Sowieci po sukcesach na Morzu Norweskim zaczęli przebijać się przez barierę GIUK, aby zatrzymać pomoc od Wujka Sama.
Ja, Captain (Komandor) Ralf Finek, dowódca osławionego walkami w Norwegii zespołu TF81, dostałem niezwykle ważne zadanie. Utrzymać ciągłość dostaw pomiędzy USA i Europejskim Teatrem Działań...
Odcinek 1 - Konwoje i lotniskowce
Ledwo dotarłem do Stanów, a już Sowieci depczą nam po piętach. Ich zespół z lotniskowcem Mińsk przeszedł pod Islandią i kieruje się w kierunku Atlantyku. Moje niszczyciele i fregaty mają go powstrzymać. Przeniosłem dowodzenie na USS John Rodgers (DD-983), niszczyciel klasy Spruance, który ma stanowić główną siłę uderzeniową. Rakiety Tomahawk, które zabieramy ze sobą, mają stanowić główną siłę uderzenia we wrogi lotniskowiec, czy jak to określają sowieci "krążownik lotniczy"... Jak przebiją się na Atlantyk w pościg będą musiały ruszyć nasze lotniskowce, a te mają inne, równie pilnie zadania.
USS Scott nie został odpowiednio zaopatrzony w broń przed naszym wyjściem, więc porusza się naszym śladem w konwoju zaopatrzeniowym, gdzie ze statku amunicyjnego pobiera tak potrzebne do walki zaopatrzenie...
Mijaliśmy właśnie Ławicę Nowofunlandzką, gdy odebrałem nowe rozkazy. Mińsk, lotniskowiec wroga, nie kieruje się na południe, a czeka na konwój, który zmierza z południa. Sowieci najwyraźniej pozyskali jakieś cenne zasoby z południa i starają się je przetransportować na drugą stronę Atlantyku. Z zespołu Mińska odłączył się krążownik rakietowy typu Slava i niszczyciel i mają spotkać się z zespołem. Dowództwo nie dba o konwój. Mogą go zatopić okręty podwodne i lotnictwo. Naszym głównym zadaniem jest pozbycie się okrętów sowieckich, aby można było rozgromić bezbronny konwój... Oczywiście zatopienie konwoju jest też mile widziane...
Wywiad pracuje bardzo dobrze. USS Dallas śledzi konwój, który przez pierwszą część drogi był eskortowany przez okręt podwodny klasy Kilo. To stara konstrukcja, ale nie należy lekceważyć wroga.. Zwłaszcza, że krążownik Slava dołączył do konwoju.
Mamy ostatnią szansę, aby zaatakować, zanim dojdzie do spotkania z Mińskiem...
Miałem nadzieję, że to my pierwsi wykryjemy konwój, jednak pierwszym kontaktem był okręt podwodny klasy Kilo. Załoga z USS Truett wykryła ten okręt, gdy próbował zbliżyć się do naszego zespołu. Mam nadzieję, że nie zdążył nadać meldunku i czekał, aż przejdziemy. Niemniej ostrzeżenie o naszej obecności, to ostatnie czego chcemy. Rozkazałem wystrzelić w jego kierunku rakietorpedy i wkrótce uzyskaliśmy potwierdzenie trafienia okrętu podwodnego. USS John Rodgers (DD-983) przestał być dziewicą...
Zbliżaliśmy się do domniemanej pozycji wroga, gdy udało nam się złapać nie rozpoznane echo na radarze w odległości ponad 40 mil. Nie mogliśmy ryzykować, że to wróg, a rozkazy pozwalały na atak wszystkich celów, mogących stanowić zagrożenie. Z USS John Rodgers (DD-983) wystrzeliliśmy Harpoony i wkrótce uzyskaliśmy potwierdzenie, że cel został zniszczony. Nie bronił się... Czyżby to jednak nie był okręt wojenny? - przeszło mnie przez myśl, ale gdy po bitwie pod Grenlandią odebraliśmy meldunek wywiadu, potwierdzono, że był to płynący na przedzie niszczyciel rakietowy.
Niedługo później uzyskaliśmy kontakt z większym okrętem, który udało się nam rozpoznać jako krążownik klasy Slava. Sowieci wiedzieli, że ktoś jest naprzeciw nich i ruszyli do ataku, sądząc zapewne, że to jakiś niewielki patrol. Nie pozwoliliśmy im na zorientowanie się o błędzie, otwierając ogień z rakiet Harpoon. Okazało się jednak, że Slava to nie taki łatwy cel do zniszczenia, ogromną liczbę rakiet udało im się zestrzelić...
Atak kontynuowały nasze wysunięte eskortowce, ale sowieci byli najwyraźniej w swoim żywiole...
Ku naszemu zaskoczeniu, Slava gwałtownie zmniejszyła odległość. Nie atakowała jednak rakietami, co było dość dziwne... Czyżby sowieci wzięli tylko rakiety do obrony? To mogło tłumaczyć, dlaczego z krążownika wystrzelono torpedy. Najwyraźniej sowieci uznali, że to ich jedyna szansa na pokonanie nas...
Ich największym błędem było jednak zabranie torped na pojedynek na rakiety. Nasze okręty zostawiły za sobą torpedy, a wreszcie kolejne Harpoony osiągnęły Slavę, kończąc żywot tego okrętu. Nie mieliśmy jednak czasu na świętowanie. Trzeba było jak najszybciej znaleźć konwój, ostrzelać i czym prędzej kierować się ku Mińskowi, który na pewno już szykował samoloty...
Konwój rozproszył się, kontakt się urywał, a rakiety miały problem ze znalezieniem celów. Nie wiem, czy nie był to trochę przerost formy na treścią i czy nasze rakiety nie były warte więcej, niż okręty, które nimi zatopiliśmy, ale tym niech martwią się w senacie. Naszym zadaniem jest pokonanie nieprzyjaciela.
Ostatni frachtowiec uciekał w przeciwną stronę, jakby chcąc nas odciągnąć od Mińska. Przerwaliśmy pościg, zostawiając go naszym kolegom z cichej służby, a sami ruszyliśmy naprzeciw głównych sił nieprzyjaciela.
Później okazało się, że wspólny atak całkowicie rozbił wrogi konwój, a na nas posypały się pochwały i zapewnienia, żebyśmy kontynuowali takie działania, nawet jak wiąże się to z większym zużyciem rakiet. Zapowiadało się, że na niedobry ich nie będziemy narzekać...
Ale wówczas coś innego zaprzątało moją głowę. Oto zbliżaliśmy się do wroga, który spodziewał się naszej obecności.
USS Scott wrócił do naszej grupy, zostawiając statek zaopatrzeniowy pod eskortą dwóch fregat. W pobliżu operowały sowieckie okręty podwodne i nie chcieliśmy ich puszczać samemu... Nie wiedziałem wówczas, jakie będą tego konsekwencje. Teraz jednak naszym celem był wrogi lotniskowiec...
Wczesnym popołudniem uzyskaliśmy kontakt z wrogim okrętem nawodnym. Okazał się nimi brat naszej Slavy, Admirał Floty jakiśtam Lobow... I okazało się, że te ich Slavy to wspaniałe okręty przeciwrakietowe. Wyszli naprzeciw nasz, odgradzając nas od Mińska i powstrzymywali wszystkie ataki, czy to z okrętów, czy z helikopterów!
Co gorzej nie pozostali dłużni. Rakiety, które uważałem, ze spudłowały i poleciały dalej, okazały się kierować na nasze tyły, gdzie płynął nasz statek zaopatrzeniowy. Fregaty nie dały rady go obronić i okazało się, że zamiast go eskortować, musiały ratować jego załogę. Ja sam miałem poważne problemy, gdy wachlarz rakiet uderzył na naszą flotę z prawej flanki. USS John Rodgers (DD-983) otrzymał kilka poważnych trafień i zacząłem się bać o powodzenie całej operacji, ale widząc, jak zmobilizowało to załogę do dalszej walki, ciesze się, że mogłem służyć z tymi ludźmi podczas tej bitwy...
Żeton na USS John Rodger daje aktywowaną, jednoturową premię do ataków, gdy okręt jest uszkodzony
Okręt stracił dużą część zdolności bojowej, ale co ważne, Tomahawki były nietknięte, a na ich ataku miał opierać się nasz sukces....
Jednocześnie z walką z Admirałem Lobovem nasze niszczyciele próbowały trafić rakietorpedami w wykryty w pobliżu okręt podwodny, ale ten wymknął się nam...
Mając coraz lepszy namiar na Admirała Lobova udało się nam go wreszcie posłać na dno Harpoonami, a uzyskawszy kontakt z okrętem z kierunku ataku błędnie uznałem, że to musi być Mińsk i posłaliśmy w jego stronę połowę Tomahawków, jak się potem okazało w ten sposób wyeliminowaliśmy niszczyciel.
Oj, błąd. To były Tomahawki z Johna, nie Harpoony z Bryda
I wtedy rozpoczęło się najgorsze. Wykryto zbliżające się samoloty, ale wcale nie z kierunku w którym posłaliśmy Tomahawki... Lotniskowiec był bardziej na wschód, niż myśleliśmy...
Połowa sowieckich samolotów wystrzeliła rakiety przeciwokrętowe AS-9 "Kyle" w nasze prowadzące niszczyciele. USS Scott odparł atak, ale USS Truett został śmiertelnie ugodzony...
Pozostałe samoloty dalej zbliżały się, co było dla komunistów błędem. USS Mahan wystrzelił w ich stronę zabrane specjalnie na tę okazję pociski przeciwlotnicze (z zwiększonej ilości, w końcu spodziewaliśmy się nalotów), które rozbiły atak nieprzyjaciela, zestrzeliwując przynajmniej 4 maszyny...
Nie był to jednak koniec ataku. Zaraz za samolotami leciały także rakiety. W jednym ruskim trzeba przyznać. Nasz lotniskowiec bez samolotów nie jest zbyt silny. Oni zrobili prawdziwe okręty do wszystkiego. To lotniskowiec atakował USS Scott. Rakiet było zbyt dużo i gdy pierwsza przebiła się przez obronę, następne miały już otwartą drogę. USS Scott zakończył swój żywot w wielkiej, ognistej kuli.
Namiar na lotniskowiec był tym, czego potrzebowaliśmy. Operatorzy radia namierzyli wrogi okręt, na skraju skutecznego zasięgu Harpoonów. Posłaliśmy w jego stronę wszystkie rakiety, jakie nam jeszcze zostały, w tym drugą połowę Tomahawków, jakie jeszcze nam zostały. Harpoony przygwoździły Mińsk, a Tomahowki posiekały go na plasterki.. Pamiętacie jak mówiłem, że był to okręt do wszystkiego? Ale jak coś jest do wszystkiego, w niczym nie jest dobra. Pozbawiony eskorty Admirała Lobova, znajdując się w zasięgu naszych rakiet, Mińsk nie miał wystarczającej siły, aby potężnie nas zaatakować (choć utrata dwóch okrętów to nie jest mało) i jednocześnie odeprzeć nasze ataki...
Z pokładu USS John Rodgers (DD-983) nadzorowałem wyławianie rozbitków, gdy nadszedł meldunek z fregat, które na tyłach ratowały ocalałych ze statku amunicyjnego. Nasz "zaginiony" okręt podwodny, znalazł się bliżej nich, starając się ich storpedować, gdy ratowali rozbitków.
Ponieważ kończyła nam się amunicja (jakby okazało się, że w pobliżu jest jeszcze jeden niszczyciel rakietowy, albo nawet fregata, moglibyśmy mieć problem go pokonać), okręty były pełne rozbitków, a na dodatek nadciągał sztorm, rozkazałem odwrót... Zwycięstwo nie cieszyło. Podczas powrotu byłem dobity całą sytuację. I gdy Waszyngtonu napłynęły gratulacje wspaniale wykonanego zadania, dopiero zrozumiałem, że bitwa pod Grenlandią była ciężka, ale to my ją wygraliśmy...
Wróciliśmy do Norfolk, gdzie USS John Rodgers (DD-983) musiał zostać umiejscowiony w suchym doku. Dowództwo nie szczędziło pochwał i gratulacji za wspaniałe akcje na Atlantyku, załogi dostały krótkie przepustki, a ja zająłem się formowaniem mojego zespołu na nowo. Straciłem dwa okręty, trzeci był poważnie uszkodzony, a jako uzupełnienie dostałem tylko jedną fregatę....
W sztabie dobrze jednak zdawali sobie sprawę z naszej słabości i następne zadanie mieliśmy wykonać blisko domu. Sowieci starając się zatrzymać nasze konwoje postanowili sformować wilcze stado w okolicach Ławicy Nowofunladzkiej. Moje lekkie jednostki miały osłabić podwodne siły sowietów w tym obszarze, aby zabezpieczyć przeprawy przez Atlantyk, co było naszym głównym zadaniem w toczącej się obecnie wojnie...
Koniec odcinka 1
===Dodano 30.08.2023===
Odcinek 2 - Linie zaopatrzeniowe
Gdy Sowieci wysłali pod Nową Fundlandię te przestarzałe okręty, nie wiem, czego się spodziewali. Nasze zadanie przypominało bardziej sprzątanie, niż wojnę... Jednostki te były zbyt głośne. Ich dowódcy musieli mieć niezłe jaja, aby tak ryzykować swoim życiem...
Ale jajami nie da się nadrobić braków technologicznych. Kolejno polowaliśmy na okręty podwodne, gdy tylko te zostały wykryte. Nie, abym czuł żal do przeciwnika, ale taktyka była zła. Po ataku powinni natychmiast opuścić ten obszar. Pozostając tu dłużej narażali się na masakrę.
Wykonaliśmy zadanie, dowództwo było zadowolone, sowieci stracili kilka okrętów. To się nazywa udana wyprawa.
W Norfolk poinformowano mnie o nowym zadaniu. Do Europy wyrusza niezwykle ważny konwój z wojskami, które mają pomóc zatrzymać ofensywę nieprzyjaciela. Dlatego oczyszczenie Ławicy Nowofundlandzkiej było takie ważne, gdyż teraz mieliśmy prowadzić statki przez cały Atlantyk. Jedno skuteczne uderzenie nieprzyjaciela może być porównywalne z uderzeniem całej dywizji - podkreślono na odprawie.
Ponieważ USS Valdez wymagał przeglądu, na wyprawę zabrałem 4 pozostałe pod moją komendą okręty (nie licząc USS Johna Rodgersa, który wciąż tkwił w doku).
Pierwsza połowa rejsu przebiegła całkowicie bez problemów, nie licząc kilku fałszywych alarmów. Jednak na środku Atlantyku wszystko się zmieniło...
Natrafiliśmy na patrol okrętów podwodnych...
... a co gorzej o natrafieniu dowiedzieliśmy się, gdy w pobliżu Byrda wykryto rakiety, które pojawiły się dosłownie znikąd. Potężne eksplozje rozerwały okręt.
Poleciłem USS Voge podjąć rozbitków, a reszcie konwoju zmienić kurs na oddalający się od nieprzyjaciela, którego wciąż nie wykryliśmy...
Gdy oddalaliśmy się, wciąż nie udało się namierzyć nieprzyjaciela. Kapitan sowieckiego okrętu znał się na swojej robicie. Zrobił, co mógł, a teraz zaczaił się i czekał na kolejną ofiarę.
Wkrótce po nadaniu meldunku o ataku i utracie okrętu, wpadliśmy w potężny sztorm. Konwój z trudem przebijał się dalej na wschód...
Ale może dzięki temu reszta rejsu przebiegła bez kontaktu z nieprzyjacielem.
Gdy byliśmy już w pobliżu Europy dostaliśmy informacje o pozycjach, gdzie w ostatnim czasie widziano okręty podwodne nieprzyjaciela. Nie zamierzałem się tam pchać. Może i zatopienie okrętów podwodnych to dodatkowa chwała, ale dostarczenie konwoju było dla mnie zadaniem numer 1.
I tak, bez strat w okrętach konwoju dotarliśmy do Europy. Po krótkim postoju, nasze 3 ocalałe okręty wróciły do Stanów..
Gdzie skierowano nas do "sprzątania". Sowieci znów wysłali na Atlantyk "rajdery" licząc, że tanim kosztem zakłócą nasze linie zaopatrzeniowe...
Ale przy naszym dobrze pracującym wywiadzie, to było samobójstwo. Satelity namierzyły okręty sowietów i nas wysłano, aby posprzątać.
To nie była wojna. To było naciskanie guzików. - pomyślałem sobie i wkrótce żałowałem tych słów...
Bo choć to zadanie przeprowadzono z chirurgiczną precyzją, wręcz jak na manewrach...
Okazało się, że sowieci uderzyli na linię GIUK. Dowództwo nakazało nam natychmiast wyruszyć i uderzyć na siły wroga, a ponieważ USS John Rodgers wyszedł już z doku i był gotowy do działania, w nas, pogromcach Mińska, widziano główne siły uderzeniowe z poziomu morza. Szykowała się wielka bitwa pod Islandią... A ja miałem złe przeczucia... Raz się udało. Uda się dwa razy?
Wylosowałem pierwszą misję. Niefajna, ale nie obowiązkowa. To wylosuję drugą... Jeszcze gorsza... I obowiązkowa![/b]
Koniec odcinka 2
===Dodano 31.08.2023===
Odcinek 3 - Powrót na Morze Norweskie
Tym razem jednak większym problemem była amunicja. Na okrętach po ostatnim starciu pozostało niewiele amunicji, ale nie mogło to nas powstrzymać. Na Johna Rodgersa załadowano Tomahawki, USS Dewey miał spotkać się z statkiem amunicyjnym i nas dogonić na Atlantyku. Obawiałem się, czy z braku amunicji nie będziemy musieli przerwać operacji.
Mam 23 Punkty uzbrojenia. 10 zużywam na zmniejszenie "stresu" okrętów, aby działały skutecznie, 4 idą na Tomahawki
Oczywiście taka aktywność nieprzyjaciela nie mogła ograniczyć się do Morza Norweskiego. Wywiad informuje nas, że znów z południa płynie konwój do ZSRR. W region przechwycenia skierowano grupę lotniskowca i nas. Przechwycenie tego konwoju wydaje się ważniejsze, niż wyprawa na Morze Norweskie...
Gdy zbliżyliśmy się do spodziewanej pozycji konwoju, sonar na USS Valdez wykrył zbliżający się kontakt podwodny. Nie mając informacje o sojusznikach, odpowiedź mogła być tylko jedna: Wróg
Na polowanie wystartował nasz Sea King, a USS Valdez odpalił rakietorpedy.
Kontakty z grupą nawodną urywały się, więc rozkazałem odpalić Harpoony w trybie poszukiwania wroga. Rakiety zadziałały poprawnie, a przeciwnik odpalając w obronie rakiety zdradził swoją pozycję. Niestety, wróg obronił się skutecznie...
Niestety, okręt podwodny był pomiędzy nami. Chcąc nie chcąc musieliśmy najpierw uporać się z okrętem podwodnym, albo ryzykować rajd przez okręt podwodny. Nie chcąc ryzykować utraty okrętów zaczęliśmy od eliminacji okrętu podwodnego. Wreszcie sonary zarejestrowały eksplozje i odgłosy tonącej jednostki.
Nasz Sea King znalazł się w kłopotach, gdy sowieci otworzyli do niego ogień. Jedna z rakiet trafiła w pobliże i eksplodowała, powodując utratę panowania nad maszyną, co wystawiało go na kolejne ataki. Na szczęście atak Harpoonami przeprowadzony przez USS Mahan okazał się skuteczny i odciągnął uwagę wroga od uszkodzonego helikoptera..
Nieprzyjacielski Udaloy broniąc się zdradził swoją pozycję. Kolejne Harpoony załatwiły ten problem, ratując nasz helikopter z opałów, a nam pozwalając przejąć całkowicie inicjatywę.
Ostatni okręt eskortowy, fregata klasy Krivak, próbowała jeszcze atakować, ale naszymi rakietami udało się utrzymać go w ryzach
Z Johna Rodgersa odpaliliśmy ostatnie posiadane Harpoony i ta salwa okazała się skuteczna. Krivak próbował się bronić, ale został zniszczony atakiem.
Ponieważ nie posiadaliśmy już rakiet (poza Tomahawkami, których nie chciałem marnować na tak mało wartościowy cel), USS Mahan otworzył ogień z dział i ostrzelał konwój, który uległ rozproszeniu,. zatapiając przy tym przynajmniej 1 frachtowiec. Później samoloty z lotniskowca dokonały dzieła zniszczenia, a my kontynuowaliśmy rejs przez Atlantyk.
Przy wsparciu samolotów z lotniskowca przejście większości Atlantyku było bezproblemowe. Omijaliśmy wszelkie okręty podwodne wroga (zostawiając je dla sił ZOP), uzupełniając amunicję na okrętach.
I wreszcie, gdy na USS Valdez uzupełniano torpedy, zbliżyliśmy się do Islandii. Ze względu na braki rakiet, tylko USS Mahan oraz USS Dewey miały Harpoony, których miały użyć przeciwko eskorcie. Mój okręt miał Tomahawkami zaatakować większe okręty, a Valdez miał zając się okrętami podwodnymi i ratować rozbitków (nie wiedziałem, jak ważne to było). Ale najpierw trzeba było przejść przez barierę GIUK, którą Sowieci też uważali za dobre miejsce do polowań....
Na szczęście ta przewaga jest też naszą przewagą. Satelity skwapliwie śledziły okręty wroga w tym regionie i udało nam się bez problemów przejść przez ich sidła...
Wchodząc na morze Norweskie...
I wtedy, gdy nic nie powinno nas rozpraszać na USS Mahan nastąpiła awaria w maszynowni. Ustalenie szyku i dostosowanie prędkości wymagało koordynacji... I okazało się, że tym sposobem oddaliśmy inicjatywę Sowietom....
Sowieci wykryli nasze zgrupowanie i przeprowadzili atak rakietowy. Potężna chmara rakiet ruszyła w naszą stronę. Wystrzeliliśmy przeciw nim nasze rakiety, ale jedna z nich przebiła się... trafiając USS Johna Rodgersa.... prosto w wyrzutnie Tomahawków...
O dalszym ciągu bitwy dowiedziałem się już po wyłowieniu na pokładzie USS Valdez. Sowieci mieli zdecydowaną przewagę i dowódca USS Mahama, jako najstarszy stopniem, nakazał odwrót, aby uratować nasz zespół przed zniszczeniem. Też bym podjął taką decyzję.... daliśmy się złapać z ręką w nocniku [oryg. z opuszczonymi spodniami]...
W Stanach, stawiając do raportów, miałem okazję zobaczyć, co zostało z mojego TF81. Tylko USS Maham był ze mną od czasu Norwegii. Załogi USS Valdez i USS Dewey potrzebowały jeszcze doświadczenia, a USS Voge, choć miał dobrze zgraną załogę, był okrętem o ograniczonych zdolnościach bojowych. Na dodatek na USS John Rodgersie zginęło wielu specjalistów od walki rakietowej, a do uzupełnień dostawaliśmy osoby z logistyki. Choć uwolniono mnie od postawienia zarzutu za utratę okrętu, czułem, że patrzą na mnie jak na pomyłkę. Mogłem być Asem Spruanców, pogromcą sowietów... Tymczasem byłem tu, zbierając resztki zespołu. Czułem, że powrót do dowodzenia USS Wainwrith i USS Ticonderoga stał pod znakiem zapytania...
Na następne zadanie skierowano nas do zwalczania rajderów na Atlantyku. Choć oficjalnie było to podyktowane potrzebą odbudowania TF81 i nabrania doświadczenia przez załogi, czułem, że nie jest to do końca prawda. Potrzebowałem teraz sukcesów, aby móc się wykazać... Aby dokonać ODKUPIENIA...
Koniec odcinka 3
Ciąg dalszy w drugiej części kampanii numer 2 pt. "Odkupienie czy Upadek?" już wkrótce!
===Dopisano 05.09.2023===
Odkupienie, czy Upadek? - już dostępne