U-Boat - Von Finke i "Chrapiący U-Boot"
: 25 maja 2025, 19:14
Dziennik kapitana Ralfa von Finke
[wydanie 2, poprawione]
Odcinek 7: Droga do Francji
1 wrzesień 1940
Prace na okręcie zostały zakończone. Jak powiedział mój dowódca, nie ma w Kriegsmarine lepiej wyposażonego okrętu podwodnego.
Ze względu na wielkość jednostki, załoga musiała zostać powiększona o nowe osoby, które wzbogaciły i tak bogaty przegląd społeczeństwa.
Tuż po północy dotarłem na okręt i już o pierwszej w nocy przybył mój dowódca z ostatnim rozkazem.
U-102 ma zostać dołączony do flotylli w La Rochelle, gdzie mam zgłosić się do nowego oficera prowadzącego.
To ponad 2400 mil, ale załoga nie może doczekać się rejsu... i portu, który na nas czeka.
Rankiem gdy wstało słońce nadszedł czas na próbę naszego najnowszego wynalazku.
Zanurzyłem okręt, kazałem podnieść maszt...
...i popłynęliśmy...
To było wspaniałe uczucie, ale wykazało też pewną niekomfortowość rozwiązania. Niemniej znacznie przyda to się podczas operacji na płytkich wodach.
Wynurzyliśmy się i rozpoczęliśmy rejs, jak na każdego U-Boota przystało. Na powierzchni.
3 września 1940
Przed nami najtrudniejszy fragment patrolu. Będziemy przechodzić blisko brytyjskich baz.
I pogoda stanęła po naszej stronie chroniąc nas przed wrogą obserwacją...
5 września
Mijając trasy Zachodniego Podejścia wypatrzyliśmy z oddali dym statku płynącego w kierunku Albionu. Nie mogliśmy mu odpuścić takiej okazji.
A jak się okazało, mijał się on w pewnej odległości z konwojem.
W pierwszej kolejności ścigaliśmy zbiornikowiec
Posyłając go na dno celną salwą torped.
Po czym natychmiast ruszyliśmy w pogoń za konwojem
Dopadliśmy go szybciej, niż myśleliśmy...
Bo okazało się, że to inny konwój... płynący do Wielkiej Brytanii, prosto na nas...
Ominęliśmy eskortę i storpedowaliśmy okręt SS Carolus 5613 BRT
O czym dowiedzieliśmy się z przechwyconego sygnału SSS.
Jednak większość torped zawiodła, a jak potem powiedział inżynier, część torped miała stare zapalniki.
Ale nie to było gorsze. Zacząłem przymierzać się do storpedowania kolejnego statku...
I nawet brałem go na cel..
Gdy eskorta zaczęła zbliżać się i myślałem, że nas zlokalizowali.
Uciekliśmy w głębię, oni zrzucali bomby, ale jakoś tak niecelnie. Gdy odpłynęli, wieczorem wynurzyliśmy okręt i okazało się, że opuszczony statek wciąż był w pobliżu, utrzymując się na wodzie.
Zbliżyliśmy się w nocy do okrętu...
... i otwierając zawory dokończyliśmy zadanie.
W nocy rozpętała się burza i jak okazało się, konwój się rozproszył. Gdy tylko minęła, wpadliśmy na rozproszone statki. Morze się uspokoiło... i podgrzaliśmy atmosferę!
A że kilka statków płynęło blisko, a inżynier przejrzał zapalniki...
Był to pełen sukces.
Wystrzeliwaliśmy wszystkie pozostałe torpedy...
Po czym wspieraliśmy się działem...
... a gdy załoga go opuściła...
...nasz oddział specjalny wszedł na pokład, zatapiając okręt.
Odchodząc dopadliśmy jeszcze jednego, rozpoznanego jako SS Empire Mariott.
Wystrzelaliśmy do niego wszystkie pociski jakie mieliśmy i nie chciał zatonąć...
... ale załoga statku uznała wstrzymanie ognia za nasz rycerski gest, aby opuścić statek...
I ostatecznie i on poszedł na dno, a my zabrawszy jeńców, skierowaliśmy się do Francji, mając na koncie ponad 40 000 BRT zatopionych w ciągu 24 godzin!
07 września 1940
Niedługo po naszym sukcesie, Luftwaffe postanowiło nam dorównać. Rozpoczęły się zmasowane naloty na Wielką Brytanię. Osamotniona wyspa była skazana na porażkę!
Ale tego dnia i nam lotnictwo napsuło krwi. Zaczęło się od zauważenia samolotu... który leciał prosto na nas.
Rozkazałem się zanurzyć, ale za późno. Samolot przeleciał nad nami, uszkadzając właz rufowy. Nie mogliśmy się zanurzyć!
Na dodatek eksplozja wyrzuciła za burtę jednego z marynarzy, którego później już nie widziano.
Za pierwszym samolotem nadleciał drugi, ale jego ostrzał nie był już celny.
Okręt musiał płynąć na powierzchni, a podporucznik Rieger stanął za działkiem 20mm, starając się odpędzić samoloty.
W tym czasie pod pokładem ekipa remontowa starała się zatrzymać przecieki...
A nasi radiooperatorzy medycy, starali się ratować poszkodowanych członków załogi.
I wreszcie zaczęły napływać dobre wieści. Inżynierowie zatrzymali przeciek na rufie...
A podporucznik Rieger trafił w jeden z samolotów...
...który wpadł do morza.
I wtedy drugi stracił rezon i oddalił się, pozwalając na spokojnie dokończyć naprawy. Na szczęście był to jedyny atak na nas tego dnia i całość skończyła się na kilku rannych i jednym utraconym marynarzu.
8 września 1940
Popołudniu dotarliśmy do brzegów Francji.
I w strugach deszczu wpłynęliśmy do portu w La Rochelle.
Tak kończył się ten nas nietypowy transfer. Jednego z rannych zabrano do szpitala...
A ja zameldowałem się do nowego oficera prowadzącego.
Dowództwo posypało odznaczeniami. Harro Von Dreski został odznaczony Krzyżem Żelaznym 1. Klasy za ratowanie członków załogi.
Joachima Riegera odznaczono Krzyżem Żelaznym 2. klasy za zestrzelenie samolotu.
Na mnie posypały się tymczasem same pochwały, ale już mój nowy dowódca wspomina o tym, że to zaszczyt, że będę pod nim służył.
Zwłaszcza, że atak na konwój HX okazał się ogromnym sukcesem. Nie mogłem doczekać się powtórzenia go.
Ale zanim to nastąpiło, uzupełnialiśmy zapasy i stan załogi...
...a na okręcie namalowano nowy emblemat.
Wyjście w morze zbliża się, a dowódca coś przebąkiwał, że wyśle mnie tam, gdzie sprawdzę się najlepiej. Zaraz dołączę do pozostałych asów, którzy już od lata. Wraz z U-99, U-100 i U-101 poślemy anglików na dno!
Koniec odcinka 7
[wydanie 2, poprawione]
Odcinek 7: Droga do Francji
1 wrzesień 1940
Prace na okręcie zostały zakończone. Jak powiedział mój dowódca, nie ma w Kriegsmarine lepiej wyposażonego okrętu podwodnego.
Ze względu na wielkość jednostki, załoga musiała zostać powiększona o nowe osoby, które wzbogaciły i tak bogaty przegląd społeczeństwa.
Tuż po północy dotarłem na okręt i już o pierwszej w nocy przybył mój dowódca z ostatnim rozkazem.
U-102 ma zostać dołączony do flotylli w La Rochelle, gdzie mam zgłosić się do nowego oficera prowadzącego.
To ponad 2400 mil, ale załoga nie może doczekać się rejsu... i portu, który na nas czeka.
Rankiem gdy wstało słońce nadszedł czas na próbę naszego najnowszego wynalazku.
Zanurzyłem okręt, kazałem podnieść maszt...
...i popłynęliśmy...
To było wspaniałe uczucie, ale wykazało też pewną niekomfortowość rozwiązania. Niemniej znacznie przyda to się podczas operacji na płytkich wodach.
Wynurzyliśmy się i rozpoczęliśmy rejs, jak na każdego U-Boota przystało. Na powierzchni.
3 września 1940
Przed nami najtrudniejszy fragment patrolu. Będziemy przechodzić blisko brytyjskich baz.
I pogoda stanęła po naszej stronie chroniąc nas przed wrogą obserwacją...
5 września
Mijając trasy Zachodniego Podejścia wypatrzyliśmy z oddali dym statku płynącego w kierunku Albionu. Nie mogliśmy mu odpuścić takiej okazji.
A jak się okazało, mijał się on w pewnej odległości z konwojem.
W pierwszej kolejności ścigaliśmy zbiornikowiec
Posyłając go na dno celną salwą torped.
Po czym natychmiast ruszyliśmy w pogoń za konwojem
Dopadliśmy go szybciej, niż myśleliśmy...
Bo okazało się, że to inny konwój... płynący do Wielkiej Brytanii, prosto na nas...
Ominęliśmy eskortę i storpedowaliśmy okręt SS Carolus 5613 BRT
O czym dowiedzieliśmy się z przechwyconego sygnału SSS.
Jednak większość torped zawiodła, a jak potem powiedział inżynier, część torped miała stare zapalniki.
Ale nie to było gorsze. Zacząłem przymierzać się do storpedowania kolejnego statku...
I nawet brałem go na cel..
Gdy eskorta zaczęła zbliżać się i myślałem, że nas zlokalizowali.
Uciekliśmy w głębię, oni zrzucali bomby, ale jakoś tak niecelnie. Gdy odpłynęli, wieczorem wynurzyliśmy okręt i okazało się, że opuszczony statek wciąż był w pobliżu, utrzymując się na wodzie.
Zbliżyliśmy się w nocy do okrętu...
... i otwierając zawory dokończyliśmy zadanie.
W nocy rozpętała się burza i jak okazało się, konwój się rozproszył. Gdy tylko minęła, wpadliśmy na rozproszone statki. Morze się uspokoiło... i podgrzaliśmy atmosferę!
A że kilka statków płynęło blisko, a inżynier przejrzał zapalniki...
Był to pełen sukces.
Wystrzeliwaliśmy wszystkie pozostałe torpedy...
Po czym wspieraliśmy się działem...
... a gdy załoga go opuściła...
...nasz oddział specjalny wszedł na pokład, zatapiając okręt.
Odchodząc dopadliśmy jeszcze jednego, rozpoznanego jako SS Empire Mariott.
Wystrzelaliśmy do niego wszystkie pociski jakie mieliśmy i nie chciał zatonąć...
... ale załoga statku uznała wstrzymanie ognia za nasz rycerski gest, aby opuścić statek...
I ostatecznie i on poszedł na dno, a my zabrawszy jeńców, skierowaliśmy się do Francji, mając na koncie ponad 40 000 BRT zatopionych w ciągu 24 godzin!
07 września 1940
Niedługo po naszym sukcesie, Luftwaffe postanowiło nam dorównać. Rozpoczęły się zmasowane naloty na Wielką Brytanię. Osamotniona wyspa była skazana na porażkę!
Ale tego dnia i nam lotnictwo napsuło krwi. Zaczęło się od zauważenia samolotu... który leciał prosto na nas.
Rozkazałem się zanurzyć, ale za późno. Samolot przeleciał nad nami, uszkadzając właz rufowy. Nie mogliśmy się zanurzyć!
Na dodatek eksplozja wyrzuciła za burtę jednego z marynarzy, którego później już nie widziano.
Za pierwszym samolotem nadleciał drugi, ale jego ostrzał nie był już celny.
Okręt musiał płynąć na powierzchni, a podporucznik Rieger stanął za działkiem 20mm, starając się odpędzić samoloty.
W tym czasie pod pokładem ekipa remontowa starała się zatrzymać przecieki...
A nasi radiooperatorzy medycy, starali się ratować poszkodowanych członków załogi.
I wreszcie zaczęły napływać dobre wieści. Inżynierowie zatrzymali przeciek na rufie...
A podporucznik Rieger trafił w jeden z samolotów...
...który wpadł do morza.
I wtedy drugi stracił rezon i oddalił się, pozwalając na spokojnie dokończyć naprawy. Na szczęście był to jedyny atak na nas tego dnia i całość skończyła się na kilku rannych i jednym utraconym marynarzu.
8 września 1940
Popołudniu dotarliśmy do brzegów Francji.
I w strugach deszczu wpłynęliśmy do portu w La Rochelle.
Tak kończył się ten nas nietypowy transfer. Jednego z rannych zabrano do szpitala...
A ja zameldowałem się do nowego oficera prowadzącego.
Dowództwo posypało odznaczeniami. Harro Von Dreski został odznaczony Krzyżem Żelaznym 1. Klasy za ratowanie członków załogi.
Joachima Riegera odznaczono Krzyżem Żelaznym 2. klasy za zestrzelenie samolotu.
Na mnie posypały się tymczasem same pochwały, ale już mój nowy dowódca wspomina o tym, że to zaszczyt, że będę pod nim służył.
Zwłaszcza, że atak na konwój HX okazał się ogromnym sukcesem. Nie mogłem doczekać się powtórzenia go.
Ale zanim to nastąpiło, uzupełnialiśmy zapasy i stan załogi...
...a na okręcie namalowano nowy emblemat.
Wyjście w morze zbliża się, a dowódca coś przebąkiwał, że wyśle mnie tam, gdzie sprawdzę się najlepiej. Zaraz dołączę do pozostałych asów, którzy już od lata. Wraz z U-99, U-100 i U-101 poślemy anglików na dno!
Koniec odcinka 7