Wczoraj po kilkuletniej(?) przerwie wyciągnąłem Zero z hangaru na mapie "Port Moresby". I zdziwienie - w porównaniu do eleganckiej Kijanki-61 wydał mi się jakiś toporny w prowadzeniu. Na szczęście nadrabia zwrotnością.
W kilka minut po starcie, spotykam sojuszniczą Bf-109 E-1 atakowaną przez Korsarza.
Nie udaję mi się uratować Emila ale na pocieszenie zemsta - nie 30 a 100 srebrników
Dosłownie 2 minuty później trafiam w przelocie celnie Tajfuna - frag.
Po wizycie na lotnisku, nad zatoczką idę na H2H z przeciwnikiem. I robię "cajmerski" błąd - próbując rozpoznać wrogą maszynę zbyt długo zwlekam z unikiem - zostaję trafiony wachlarzem pocisków z 6-ciu połcalówek.
Na szczęście na tyle niegroźnie. Po udanym przewrocie, udaje mi się nie zgubić na tle zieleni wrogi samolot. Przeciwnik mocno zaciągnął drążek - smugi...
Później poszło gładko - trafienie w przelocie ...
Poprawka...
Podziwiam moment gaszenia

P-40-tki w wodzie zatoczki...
I jak zwykle zgubna chwila odprężenia po zwycięstwie - zostaję trafiony, odcięta końcówka skrzydła + lotka.
Ponad 3 minuty walki z "przewalającym" się na lewe skrzydło Zero... Wreszcie upragniony widok, podchodzę do lądowania walcząc z maszyną...
To jest lądowanie? To jest katastrofa. Orderu za to nie dostanę;)
A propos, gdzie są służby ratunkowe, nie słyszę syren - ogłuchłem?

Dziś nasz dzień lakierowany Internetem, w telefonie tak jak w gnieździe siedzi mózg,
Całe szczęście, że Bóg stworzył był kobietę... Głupie jest życie ale kocham je... (Andrzej Janeczko)